„Lucyfer” – Jennifer L. Armentrot


Tytuł: Lucyfer

Autor: Jennifer L. Armentrout

Wydawnictwo: Filia

 

Sobota idealna? To ta, w której wyprawiam narzeczonego w trasę, idę z psem na długi spacer i zakopana pod kocem z ulubionym kubkiem (tym o pojemności 0,5 litra!) aromantycznej herbaty ignoruję wszystkie smsy. A było ich całkiem sporo – najpierw Anka zaprosiła mnie na kawę, potem Magda chciała wybrać się na shopping, a Justyna do kina na kontrowersyjny film. A ja zgodnie dziewczynom odpisuję „innym razem”! Czemu? – zapytacie. Ano dlatego, że miałam inne plany. Książkowe plany, z przystojniakiem na okładce. Drogie Panie (i panowie!) tak spędziłam poprzednią sobotę – w luźnych dresach, z maseczką na twarzy, turbanem na głowie i „Lucyferem”. Romans idealny na jesienne dni! 🙂 Bo jesienią bardzo fajnie mi się czyta tego typu książki – a jeśli oprócz romantycznej miłości znajduję w nich gorące opisy, tajemnice i mrok, to ciężko mnie od nich oderwać!

„Lucyfer” to moje pierwsze spotkanie z autorką. Trochę mi wstyd, bo o serii Lux słyszałam wiele pozytywnych opinii, a mimo to nadal książek nie czytałam, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda? Zatem swoją przygodę z Jennifer L. Armentrout rozpoczynam od jej najnowszej propozycji. A czy sięgnę po kolejne? Na pewno!

„Mężczyźni z rodu de Vincent mogą zakochać się tylko raz…”

Julia Hughes otrzymuje bolesną lekcję, po której postanawia zmienić swoje życie. Zaczyna od nowa – przenosi się na (przysłowiowy) koniec świata i rozpoczyna nową pracę na luizjańskich bagnach. Tam dowiaduje się, że będzie pracowała dla cieszących się mroczną reputacją braci de Vincent (którzy oprócz mroku posiadają ogrom pieniędzy). Jednym z nich jest Lucian, tytułowy Lucyfer. Julia ma zająć się ich siostrą, która zaginiona przed laty wraca do domu. Jednak opieka nad nią nie jest tak prostym zadaniem, jak wydawło się na początku. W rezydencji na Julię czychają mroczne niebezpieczeństwa oraz bardzo przystojny szef. W dodatku w posiadłości de Vincentów dochodzi do tajemniczej śmierci ojca braci.

Jestem kobietą i lubię romanse. Lubię raz na jakiś czas sięgnąć po książkę, w której znajdę nie tylko romantyczną miłość, ale także gorące opisy tego, jak ta miłość powstaje. A w tej książce znajdziemy nie tylko namiętne uniesienia, na każdej stronie czeka na nas tajemnica, mroczna tajemnica. I to chyba podobało mi się najbardziej! Autorka skupiła się nie tylko na wątku miłosnym, ale także na tym, abym ja – jako czytelnik – z napięciem w sercu i mnóstwem myśli w głowie czytała z zapartym tchem. Przewracała kolejne kartki i razem z główną bohaterką zastanawiała się o co w tym wszystkim, kurczę, chodzi. A chodzi (dosłownie i w przenośni 😉 ) o dużo.

„Lucyfer” to historia pełna duchów przeszłości i niedokończonych spraw. Spraw zamiatanych pod wycieraczkę i zapomnianych (chociaż nie do końca). Od groma w niej intryg, sekretów i dziwnych sytuacji. Uczucie, które gdzieś tam w między czasie łączy głównych bohaterów jest tłem dla całej historii.

Całość czytało mi się szybko, autorka fajnie pisze i niesamowicie buduje napięcie. Przy zakończeniu coś mi troszkę nie zagrało, jednak całość wspominam bardzo dobrze. Jeśli szukacie lekkiej, przyjemnej i tajemniczej książki pełnej niedopowiedzeń, to koniecznie sięgnijcie po „Lucyfera” – spędzicie z tą pozycją bardzo przyjemne chwile!

Dodaj komentarz