„Konkurs na żonę” – Beata Majewska, premiera 10.05.2017


Tytuł: Konkurs na żonę

Autor: Beata Majweska

Liczba stron: 303

Wydawnictwo: Książnica

Data permiery: 10.05.2017

Parę dobrych lat temu, a dokładniej w 2008 roku, w kinach leciał film pt. „Nie kłam kochanie”. A piosenka z jego soundtracku „Nie kłam, że kochasz mnie” w wykonaniu Eweliny Flinty i Łukasza Zagrobelnego ciągnie się za mną do dzisiaj. Zresztą pisząc właśnie ten tekst na uszach mam moje wielkie słuchawki z tą właśnie melodią w tle. Zapytacie pewnie dlaczego pisząc opinię na temat najnowszej książki Beaty Majewskiej wracam wspomnieniami do filmu? Odpowiedź jest bardzo prosta – opis „Konkursu na żonę” jakoś tak mi się skojarzył z fabułą wyżej wymienionego filmu i między innymi dlatego po książkę postanowiłam sięgnąć. Jakoś tak wyszło, że mam doskonałą pamięć do dat, a więc śmiało mogę Wam powiedzieć, że do kina wybraliśmy się 28.03.2008 roku, byliśmy akurat we Wrocławiu, a po bardzo udanym seansie (tak! film bardzo mi się podobał) udaliśmy się na zakupy do pewnego sklepu, którgo logo jest rozpoznawalnym na całym świecie  nadgryzionym owocem. Chętnie sobie odświerzę tę romantyczną komedię przy lampce wina, w towarzystwie narzeczonego (który w 2008 roku był „tylko” moim chłopakiem 😉 ).

Wracając jednak do książki „Konkurs na żonę”, bo to jednak o niej chciałam Wam napisać, liczyłam na bardzo lekką, przyjemną i romantyczną lekturę na jeden, góra dwa wieczory. Czy tytuł ten spełnił moje oczekiwania? Zanim Wam o tym napiszę, chciałabym wspomnieć krótko o samej książce. Jej opis brzmi jak scenariusz komedii romantycznej (o czym Wam wspomniałam już we wstępie). Jest on – młody prawnik z Krakowa, Hugo Hajdukiewicz. Jest i ona – Łucja Maśnik, młodziutka dziewczyna z małej wsi pod Tarnowem. Jest też warunek narzucony w testamencie przez wuja Hajdukiewicza, który musi spełnić Hugo, aby przejąć firmę i majątek – założenie rodziny przed trzydziestymi urodzinami. Czasu coraz mniej, a na horyzoncie nie widać odpowiedniej kandydatki na żonę i matkę. Dlatego młody biznesmen wprowadza w życie pewien plan i organizuje konkrus na żonę. W ten oto sposób ścieżki przystojnego prawnika i nieśmiałej studentki krzyżyują się. Niedomyślająca się niczego Łucja szybko zakochuje się w przystojnym mężczyźnie i czuje, że spotkała miłość swojego życia. Wierzy w każde jego słowo i szybko przyjmuje oświadczyny. Jednak misternie przygotowany plan matrymonialny niespodziewanie wymyka się spod kontroli…

Opis brzmi zachęcająco, prawda? A do tego „Konkurs na żonę” poleca Agnieszka Lingas – Łoniewska, jedyna polska pisarka, której książki bardzo lubię i chętnie po nie sięgam. Dodatkowo okładka powieści Beaty Majewskiej bardzo mi się spodobała (tak, czasami jestem sroką okładkową) – minimalistyczna, pastelowa. Delikatna i bardzo dziewczęca, zupełnie jak główna bohaterka. No właśnie, Łucja… Prosta dziewczyna ze wsi, która swoją naiwnością i dziecinnością chwilami mnie przerażała. Chociaż o ile zachowanie Łucji jestem jeszcze w stanie zrozumieć – nastolatka (bo do kobiety jeszcze jej daleko) wychowana przez babcię, z dala od wielkiego zgiełku, w dużej rodzinie, o tyle pewne zachowania i sposób w jaki Hugo podchodził do całej sytuacji bardzo mnie denerwował. Typowy playboy, pewny siebie i swojego sukcesu, przedmiotowo traktujący płeć przeciwną. Ogień i woda. Dwa różne spojrzenia na rzecywistość. A jednak jako para stanowili coś, od czego nie mogłam się oderwać. Książkę czytałam parę dni, były chwile, kiedy musiałam sobie od niej chwile odpocząć i poukładać w głowie, to o czym czytałam. To wcale nie znaczy, że mi się nie podobała. Nie do końca pasował mi sposób, w jaki porozumiewali się bohaterowie między sobą (zwłaszcza ta męska część), ale byłam ciekawa, co wydarzy się dalej. Jednak, gdy na kartach książki pojawiła się babcia Łucji od razu ją pokochałam – taka idealna babcia do kochania, wplatająca mądrości życiowe w każde wypowiedziane przez siebie zdanie. Książka na kilka chwil, może nie zostanie w głowie na długo, ale jeśli lubicie proste historie o miłości jak z bajki będzie idealna na majowy lub czerwcowy weekend.

Warto wspomnieć, że jest to pierwszy tom serii, a dalsze losy bohaterów poznamy w powieści „Bilet do szczęścia”. Mimo pewnych niedoskonałości „Konkursu na żonę” chętnie zapoznam się z rozwinięciem tej historii.

Dodaj komentarz