Tytuł: Ciotka Poldi i sycylijskie lwy
Autor: Mario Giordano
Wydawnictwo: Initium
Premiera: 12.09.2017
Mam takie jedno podróżniczo-fotograficzne marzenie. Chciałabym spakować do plecaka aparat, parę obiektywów, wziąć pod pachę statyw i wyruszyć w świat. Włoski świat. Siedzi to we mnie bardzo głęboko i od dłuższego czasu – sfotografować włoski krajobraz, po to by po powrocie do Warszawy wydrukować go w dużym formacie i powiesić powiesić na ścianie. Mieć kawałek Italii w sypialni, własny kawałek.
Parę lat temu prawie udało mi się zrealizować ten plan. Miałam wsiąść w samolot z grupą innych fotografów i polecieć do Toskanii na prawdziwy plener fotograficzny. Cały tydzień z aparatem i włoskim jedzeniem (i winem!). Bo tak się składa, że oprócz włoskich widoków uwielbiam włoską kuchnię (no, ale kto jej nie lubi?). Byłam podekscytowana, naprawdę. Przeglądałam mnóstwo zdjęć w internecie, szukałam informacji i czytałam książki z Toskanią w tle. Jednak nic z tych planów nie wyszło (a ja z tego co pamiętam jakoś bardzo nie płakałam z tego powodu), ale może to i lepiej? Dziś zamiast Toskanii wybrałabym Sycylię… 😉
A to wszystko za sprawą książki, która już niebawem znajdzie się na półkach w naszych księgarniach. U naszych sąsiadów ciotka Poldi podbiła serca wielu czytelników. Jak będzie u nas?
Widok na morze. Słońce. Spokój. Poldi marzy tylko o tym, gdy tuż po sześćdziesiątych urodzinach przeprowadza się z Monachium na Sycylię. Ma jeden cel – w wytworny, systematyczny sposób zapić się na śmierć, spoglądając w morze. W swoich planach nie uwzględnia jednak rodziny zmarłego męża – Sycylijczyków z krwi i kości, którzy bardzo chcą nauczyć ją zasad dolce vita. Poldi może zapomnieć o spokoju. Nagle dzieje się coś jeszcze. Valentino, chłopak który pomagał jej w domu i ogrodzie, pewnego dnia znika bez śladu. Poldi postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i rozpoczyna prywatne śledztwo. Nie podoba się to bardzo atrakcyjnemu commissario Montanie. Ten nie chce, by Poldi wtykała nos w nieswoje sprawy, ale kiedy kobieta z temperamentem bawarskiego wulkanu wybuchnie…nic nie jest w stanie jej powstrzymać.
,,Ciotka Poldi i sycylijskie lwy” to idealna lektura na ten przejściowy okres miedzy latem, a jesienią. Włoski klimat i wysokie temperatury rozgrzeją zmarzluchów i przypomną, że wcale aż tak bardzo nie tęsknimy za upałami. Natomiast humor obecny na stronach książki rozwieje początki jesiennej depresji. Może nie jest to lektura, podczas której będziemy śmiać się przez łzy, ale nie raz i nie dwa uśmiechniemy się pod nosem. Tak, z ciotką Poldi spędzimy parę miłych chwil i dzięki tej bohaterce sięgniemy po włoskie trunki, które będą smakować wyjątkowo dobrze. 😉 Jej energia, temperament, słabość do przystojnych stróżów prawa (i fotografowania ich! Ha, mamy ze sobą coś wspólnego) i słynna czarna peruka sprawia, że nie da się jej nie polubić.
Z początku nie mogłam przyzwyczaić się do narracji prowadzonej w książce. Jest to bowiem historia opowiedziana przez członka rodziny Poldi, a nie przez nią samą. Jednak w momencie, w którym zaczęłam zastanawiać się, co będzie dalej przestałam na to zwracać uwagę. Takie opowieści rodzinne krążą w życiu każdego z nas. Sama nie raz i nie dwa byłam świadkiem przekręcania pewnych faktów, lub koloryzowania ich, żeby lepiej wszystko zabrzmiało. Podsumowując – to co na początku mi przeszkadzało, na końcu skradło mi serce. Bo któż z nas nie uczestniczył w spotkaniu rodzinnym, podczas którego wysłuchał opowieści na temat wujka Zbyszka, ciotki Krysi i kuzynki Anny, które niekoniecznie wyglądały tak, jak zostały nam opowiedziane przez kuzyna Karola…
Książka idealna na jesienny wieczór. Oczami wyobraźni przenosimy się we włoskie zakamarki i razem z Poldi próbujemy rozwikłać zagadkę, która pochłonie nas bez reszty. Czekam na ciąg dalszy przygód tej szalonej kobiety!
Za egzemplarz dziękuję
Lubię włoskie klimaty! Jak Maksiu pozwoli wygospodarować trochę więcej czasu, to chętnie sięgnę i poznam Poldi. 🙂
O książce słyszałam, ale mimo wszystko jakoś ciągle nie mogę się do niej przekonać, może bliżej zimowych wieczór zatęsknię za słońcem i upałami na tyle? Że zapragnę pochłonąć tę historię 🙂