,,Światło, które utraciliśmy” – Jill Santopolo 5


Tytuł: Światło, które utraciliśmy

Autor: Jill Santopolo

Wydawnictwo: Otwarte

Data permiery: 05.07.2017

Dwa życia. Dwie miłości. Jeden wybór.

Gdy miałam 10 lat dostałam w prezencie zeszyt. Pamiętam, że okładkę miał czarną w białe kropki i był bardzo, bardzo gruby. Mama, wręczając mi go, uśmiechnęła się do mnie tajemniczo i powiedziała „Przyjdzie taki dzień, w którym będziesz wiedziała, co z nim zrobić.” Nie miałam pojęcia, o co chodziło, więc schowałam notes do szafki ze szkolnymi rzeczami i szybko o nim zapomniałam. Minęły dwa lata, byłam zbuntowaną dwunastolatką obrażoną na cały świat. Byłam także zrozpaczona, ponieważ moja jedyna i wieloletnia szkolna przyjaciółka wyprowadzała się na stałe do Niemiec. W rzeczywistości bez telefonów komórkowych, komputerów i facebooka wydawało mi się, że mój świat się zawalił. Właśnie wtedy, sprzątając w szafce (o które zazwyczaj nie pamiętałam, jeśli chodzi o porządki) natrafiłam na gruby notes w kratkę, który aż wołał do mnie, bym zapełniła go słowami. Wzięłam długopis (chociaż po chwili zastanowienia wydaje mi się, że było to jednak pióro…) i zaczęłam pisać. W formie notki, w formie listu, w formie opowiadania. Pamiętnik towarzyszył mi przez wiele lat, w gorszych i lepszych momentach. Zapełniłam mnóstwo zszytów i dzisiaj doskonale rozumiem, co miała na myśli moja mama.

Dlaczego o tym wspominam? Czytając ,,Światło, które utraciliśmy” czułam się tak, jakbym czytała  czyjś dziennik, jakbym trafiła na list, który nie był zaadresowany do mnie, a jednak trafił w moje ręce.

,,Nauczyłeś mnie, że zawsze trzeba szukać piękna. W ciemności, w ruinach potrafiłeś odnaleźć światło. Nie wiem, jakie piękno i jakie światło teraz odnajdę. Ale spróbuję. Zrobię to dla ciebie. Bo wiem, że ty zrobiłbyś dla mnie to samo.”

,,Lucy i Gabe poznali się 11 września 2001 roku. Gdy wieże WTC runęły, a pył przykrył Nowy Jork zrozumieli, że życie jest zbyt kruche, by przeżyć je bez pasji i emocji. I zbyt krótkie, by nie być razem. Wkrótce jednak Gabe postanawia przyjąć pracę reportera na Bliskim Wschodzie i wtedy wszystko się zmienia. Lucy dowiaduje się o jego decyzji w dniu, w którym produkowany przez nią program telewizyjny zdobywa nagrodę Emmy. Dzień jej triumfu staje się też dniem, w którym coś nieodwracalnie się kończy. W kolejnych latach Lucy będzie musiała podjąć niejedną rozdzierającą serce decyzję. Czy pierwsza miłość okaże się też ostatnią?”

Prawdziwa, wzruszająca, sentymentalna, niesamowicie intymna – taka właśnie jest ta książka. Narracja prowadzona jest przez Lucy, a jej słowa skierowane do Gabea. Przewracając kolejne strony opowieści miałam wrażenie, że czytam słowa, które były przeznaczone komuś innemu. Czułam się tak, jakbym znalazła pamiętnik, lub otworzyła list, który nie był zaadresowany do mnie i była świadkiem historii, która gdzieś tam działa się wokół mnie. TO BYŁO NIESAMOWITE. Te 345 stron, (które tak na marginesie czyta się bardzo szybko, wręcz połyka) jest jednym wielkim i prawdziwym wyznaniem miłości. Pierwszej miłości, utraconej miłości, jedynej miłości. Autorka w piękny sposób pokazała nam siłę uczuć, jakie mogą połączyć dwójkę ludzi. Pokazała, że pewne, z pozoru nic nie znaczące, wydarzenia mogą wpłynąć na nas tak bardzo, że już zawsze będą odzwierciedlały nasze kolejne decyzje, przeżycia i uczucia. Pewne miejsca zawsze będą związane z konkretną datą, konkretną osobą, a nawet konkretnym uśmiechem. I mimo że przed oczami mamy piękne wspomnienie, to w sercu czujemy ból. Ból świadomości tego, że to wspomnienie na zawsze pozostanie już wspomnieniem, a rzeczywistość jest zupełnie inna, ale czy gorsza? Czy mogło być inaczej? Do czego prowadzą nasze decyzje? Czy faktycznie nasze życie jest wyborem? A może wszystko jest zapisane i z góry skazane na porażkę, lub sukces?

Książka jest sentymentalną podróżą przez życie. Z pozoru szczęśliwe, spełnione, pełne miłości, ale nie takiej miłości, jakiej się spodziewamy. Z jednej strony bardzo spokojna, chwilami wręcz powolna treść, z drugiej przepełniona prawdziwymi uczuciami, niesamowitą intymnością i tym  wielkim sentymentem, który był obecny w każdej literze, przecinku i kropce. ,,Światło, które utraciliśmy” jest historią, która zostanie ze mną na bardzo, bardzo długo. Jej bohaterowie i uczucia zostaną we mnie już na zawsze. A refleksje, które towarzyszyły mi podczas czytania na zawsze zmieniły moje postrzeganie pewnych sytuacji. Bardzo mocno związałam się z całą treścią i mam nadzieję, że gdzieś tam w Nowym Jorku, bądź w zupełnie innym miejscu na ziemi Lucy nadal spełnia się w swoim życiu i jest szczęśliwa, a Gabe jest obecny nie tylko w jej sercu. Kto wie, może kiedyś odnajdę w czyjejś historii ciąg dalszy?

Dopiero po przeczytaniu ostatniego zdania zrozumiałam, co pewna osoba miała na myśli, pisząc mi, że ta książka nie jest wyciskaczem łez. Nie popłynęły one strumieniami z moich oczu i nie potrzebowałam paczki chusteczek, by wydmuchać nos. Pojedyncze łzy spłynęły po moim policzku i szybko je otarłam chcąc je zachować tylko dla siebie. Jednak dotknęły mnie bardzo głęboko i poczułam je w samym sercu. Ta książka właśnie taka jest – spokojna, cicha, jednak wypełniona pięknymi emocjami, które poczułam głęboko w sobie. Musisz sam po nią sięgnąć, by tego wszystkiego doświadczyć.


Dodaj komentarz

5 komentarzy do “,,Światło, które utraciliśmy” – Jill Santopolo

  • she__vvolf

    Biorąc pod uwagę jak niesamowicie poruszająca jest Twoja recenzja, mogę tylko sobie wyobrazić jak piękna jest ta książka. Chyba każdy z nas szuka w życiu takiej właśnie miłości, takiej pięknej, jedynej, po prostu wspaniałej… Tylko dlaczego tak często towarzyszy jej rozstanie i cień?… Z pewnością sięgnę po tą książkę, dziękuję za Twoje słowa, Moniś ?

    • monika Autor wpisu

      Aż mi serce bije, gdy czytam Twój komentarz. Dziękuję! Twoje słowa pchają mnie dalej, krok za krokiem, do przodu. <3

  • Ania F (poszukiwanieidealow)

    Również uważam, że ta książka wydaje się być niezwykle intymna. Momentami podczas lektury czułam się tak hm… nieswojo? nie do końca komfortow? Zupełnie jakbym wchodziła z butami w czyjeś życie, mimo że miałam świadomość, że to tylko książka, fikcja.