,,Ogród małych kroków” – Abbi Waxman


Tytuł: Ogród małych kroków

Autor: Abbi Waxman

Wydawnictwo: Otwarte

Data permiery: 14.06.2017

Dawno temu, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, nie przepadałam za zabawami w ziemi. Jak przystało na prawdziwą damę wolałam się trzymać z daleka od wszystkich ogrodniczych czynności. Ulubioną sukienkę wolałam utrzymać w czystości, a jak pomyślałam o tych wszystkim pełzających stworzeniach to uciekałam z piskiem. Taka byłam niefajna. Trwało to ponad 29 lat. Dwa tygodnie temu w moim życiu zdarzyło się coś, co sprawiło, że moje podejście do spraw ogrodniczych zmieniło się diametralnie. Dzisiaj pragnę ogrodu! Pragnę zanurzać moje dłonie w mokrej ziemi i nie boję się o paznokcie! Dżdżownic jeszcze trochę się obawiam, ale i z ich obecnością się oswoję! A wszystko zawdzięczam Abbi Waxman, autorce książki ,,Ogród małych kroków”, która niedawno wpadła w moje łapki, a w zasadzie wpadła na mój czytnik, który wpadł w moje łapki. Jest to kolejna perełka, która swoją premierę ma już jutro. I powiem Wam w sekrecie, że naprawdę warto zrezygnować z tych dwóch mrożonych kaw, które wypijacie w kawiarni, by kupić tę książkę!

Minęły trzy lata, odkąd Lily w wypadku straciła męża. Udaje jej się normalnie funkcjonować, nawet odnosi sukcesy jako ilustratorka w wydawnictwie, jednak wciąż bardzo tęskni za ukochanym. Jak ognia unika nawiązywania nowych znajomości, a czas wolny spędza w towarzystwie córek i rozrywkowej siostry. Dlatego gdy w ramach przygotowań do nowego projektu firma wysyła ją na kurs ogrodnictwa, Lily zabiera rodzinę ze sobą. Dziewczyny świetnie się bawią, a jej udaje się na kilka chwil zapomnieć o tęsknocie.

Szybko okazuje się, że sadzenie roślin i pielenie grządek to nie tylko przyjemne hobby, ale też okazja, by spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy i skonfrontować się z niewygodną prawdą o sobie samej.

Kurczę! Tak wiele emocji towarzszy mi, gdy myślę o tej książce, że aż nie wiem co napisać. Przed chwilą skasowałam dziesięć linijek tekstu, bo doszłam do wniosku, że idę w złym kierunku i postanowiłam zacząć jeszcze raz. No to zacznijmy od początku… Co mnie urzekło w tej książce? Po pierwsze okładka – tak pięknie zielona, tak przykuwająca spojrzenie i nie pozwalająca o sobie zapomnieć! Okładka, pod którą kryje się niesamowita historia, pełna łez, wzruszeń, humoru, śmiechu i życia. Po drugie ciekawostki na temat ogrodnictwa przemycone w tak genialny sposób, że czytając miałam ochotę rzucić wszystko i zacząć planować swój własny ogród. Oczami wyobraźni już go widzę! Wymarzyłam sobie swoje własne miejsce, w którym będę mogła uciec od codzienności i zbliżyć się do natury. Poważnie zastanawiam się nad tym, czy nie zapisać się na kurs ogrodnictwa. To może być lepsze niż terapia. Po trzecie treść – w tej książce niesamowity jest sposób, w jaki autorka porusza temat żałoby, tęsknoty i tych wszystkich negatywnych emocji, które nam towarzyszą po stracie. O tym co bolesne pisze w tak optymistyczny sposób, że człowiek od razu inaczej patrzy na świat i na to, co się wokół niego dzieje. Poza tym… Lily jest genialną matką! Bardzo spodobało mi się jej podejście do rodzicielstwa. Naturalne, zabawne, prawdziwe!

Książka jest napisana świetnym językiem, przeczytałam ją jadąc z Warszawy do Sopotu. Jedyną jej wadą jest to, że zbyt szybko się skończyła. Mogłabym ją czytać, czytać i czytać… Po zakończeniu czuję ogromny niedosyt, ale kto wie… Może kiedyś doczekam się kontynuacji.

Na zakończenie chciałabym tylko wspomnieć, że ta książka daje nadzieję i jest nadzieją! Pokazuje, że warto iść do przodu i się nie poddawać. Daje niesamowitego kopa pozytywnej energii i sprawia, że uśmiech nie schodzi czytelnikowi z ust jeszcze długo po zakończeniu lektury. Ta książka zaraża nie tylko miłością do ogrodnictwa, ale przede wszystkim miłością do życia.

Dodaj komentarz